previous arrow
next arrow
Slider

Janusz Bukowski – człowiek, który daje siebie innym

Choć nie tęskni za popularnością, i tak jest bardzo znany. Kojarzą go zarówno biegacze, jak i ludzie, którzy ze sportem są na bakier. Chodzący wulkan pozytywnych emocji, który z satysfakcją dzieli się sobą z potrzebującymi. Prezentujemy dziś rozmowę z Januszem Bukowskim – mieszkańcem Warszawy, prezesem stowarzyszenia „Dać siebie innym”, człowiekiem – orkiestrą. A może lepiej napisać: po prostu dobrym człowiekiem.

Czym jest dla Ciebie bieganie? Bardziej formą pomocy innym czy dbałością o własne zdrowie?
– Myślę że jednym i drugim. Kiedy 31 lat temu zacząłem regularnie biegać po osiedlu Przyjaźń, po ulicach Jelonek i Bemowa w Warszawie, czułem przypływ energii i lepsze samopoczucie. Po dziesięciu latach zacząłem regularnie uczestniczyć w biegach ulicznych, co czynię zresztą do dzisiaj. Otrzymałem ponad 700 medali, co świadczy o dużej liczbie startów. W 2010 roku, na kolejnej mecie, już po otrzymaniu medalu poczułem dziwne uczucie. To była chęć podzielenia się swoją radością poprzez zorganizowanie biegu na rzecz osób niepełnosprawnych. I tak to się zaczęło. Stworzyłem własny bieg: „Wybiegaj sprawność”. W ciągu ośmiu edycji zebraliśmy 734 tysiące 200 złotych. Całkowity zysk został przeznaczony na zakup sprzętu rehabilitacyjnego. Kontynuacją tego wydarzenia jest impreza pod nazwą „Wybiegaj krew i szpik na PGE Narodowym”. Promujemy w ten sposób zdrowy styl życia i krwiodawstwo.

To bardzo chwalebne. Zostańmy jednak jeszcze przez chwilę przy Twoim bieganiu. Masz swój ulubiony bieg? Może to ten, który sam organizujesz?
– Każdy bieg ma swoją duszę, trasę, kilometry, biegaczy i rządzi się swoimi prawami, dlatego wszystkie ukończone przeze mnie biegi uważam za ważne, bo dały mi one możliwość przeżycia wspaniałej przygody, poznania wspaniałych ludzi. Zdrowo osiągnięta meta to największe wyróżnienie.
Niestety – i mówię to z wielkim smutkiem – jest bardzo duża grupa biegaczy, którzy zatracają przyjemność z biegania. Dla nich liczy się start, wynik, medal i jak się da, to pudło. Do tego czasem dochodzą jakieś roszczenia. Pewnie, że każdy ma swoje aspiracje i cele, trzeba to uszanować. Zastanawiam się jednak, przyglądając się tym zawodnikom, jak wygląda druga strona ich medalu. Czy stawiając sobie takie cele, znaleźliby w sobie szczęście, biegnąc dla drugiego człowieka? Mam pewne wątpliwości. A może się mylę?

Z pewnością temat jest delikatny i zarazem trudny. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ile radości może sprawić bieg dedykowany drugiej osobie. Gdybyś miał w skrócie opowiedzieć, czym zajmuje się stowarzyszenie Dać siebie innym”, od czego byś zaczął?
– Nasze stowarzyszenie (bez prowadzenia działalności gospodarczej) służy pomocą osobom niepełnosprawnym i bezdomnym. Ponadto, co dla nas bardzo ważne, propagujemy i organizujemy akcje krwiodawstwa.

Jak to wygląda bardziej konkretnie?
– Osobom niepełnosprawnym kupujemy i przekazujemy sprzęt rehabilitacyjny, fundujemy też turnusy rehabilitacyjne. Zdarzają się również pomoce finansowe od naszych darczyńców. Osobiście spełniam marzenia biegowe niepełnosprawnej Weroniki, która porusza się na wózku inwalidzkim i niewidomego Mariana. Z obojgiem biegam, będąc ich przewodnikiem. To odpowiedzialne, ale jakże satysfakcjonujące zajęcie! Osobom bezdomnym organizujemy regularnie, od kilku lat, Wigilię i Śniadanie Wielkanocne. Są dwa takie ośrodki, które pomagają około trzystu ludziom. Regularnie organizujemy zbiórki krwi dla potrzebujących, na ich zabiegi i operacje.

Jesteś znaną osobą, która pojawia się również w mediach ogólnopolskich. Osobiście zacząłem Cię kojarzyć dzięki bardzo sympatycznemu występowi w programie „The wall. Wygraj marzenia”. Czy popularność pomaga Tobie w codziennym życiu?
– Wszystko, co robię, wypływa z chęci pomocy potrzebującym. Staram się działać bez kamer i oklasków, bo one nie są najważniejsze. Nie ukrywam, że trochę to wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Media zaczęły interesować się moją działalnością szczególnie po otrzymaniu wielu prestiżowych wyróżnień. Wielu medalistów olimpijskich, mistrzów świata i Europy marzy o Statuetce Championa Przeglądu Sportowego. W 2016 roku kapituła plebiscytu ustanowiła nową kategorię: „Serce dla Sportu”. Okazało się że wybór padł na mnie i zostałem wybrany pierwszym laureatem tego wyróżnienia. Gdybym nie miał w domu tej statuetki, do dziś nie wierzyłbym w to, co się stało. Bardzo też cenię tytuł FAIR PLAY, przyznany mi przez Polski Komitet Olimpijski. Nie ukrywam, że właśnie wyróżnienia i media otworzyły mi wiele bram do darczyńców, co wykorzystuję do niesienia jeszcze większej pomocy z dobrym skutkiem.

A czym jeszcze, oprócz biegania i służby dla innych, lubisz się zajmować?
– Rodzina i wnuki to podstawa i akumulator do dalszej działalności. Ich wsparcie i pomoc są dla mnie bezcenne. Z moją ukochaną Anią chodzimy do kina, teatru, na spacery. Uwielbiamy tańczyć, czytamy książki, utrzymujemy kontakty rodzinne i przyjacielskie, a zaskórniaki wykorzystujemy na podróże i wypoczynek za granicą.

No to jeszcze parę zdań o marzeniach.
– Żyć z Anią jak najdłużej, cieszyć się naszymi dziećmi i wnukami. Zrealizować najbliższą imprezę „Promuję krwiodawstwo – biję rekord Polski”, którą zamierzamy zorganizować 7 czerwca, no i wszystkie inne, które są w planach. Marzę, żeby cały świat stał się „słonecznym uśmiechem”, żeby ludzie dawali siebie innym i widzieli więcej niż czubek własnego nosa.

Czy można sobie wyobrazić lepszą puentę naszej rozmowy? Serdecznie Ci, Januszu, dziękuję, a Szanownych Czytelników zapraszam również na strony internetowe, gdzie mogą dowiedzieć się więcej o naszym bohaterze i jego akcjach:
www.dacsiebieinnym.pl,
www.wybiegajsprawnosc.pl,
www.wybiegajkrewiszpik.pl.

Rozmawiał Wojciech Dróżdż

Languages »