previous arrow
next arrow
Slider

Shizo Kanakuri – autor wyjątkowego rekordu w maratonie

Olimpijczycy otrzymują szansę bycia najsilniejszym i najszybszym sportowcem świata, ale rzadko słyszymy o najsłabszym lub najwolniejszym atlecie. Shizo Kanakuri jest wyjątkiem. To oficjalny posiadacz rekordu globu w najdłużej pokonywanym dystansie maratońskim. Mężczyzna ukończył bieg po 54 latach, ośmiu miesiącach, sześciu dniach, pięciu godzinach i 32 mintuach.

Kanakuri nie był słabym biegaczem. Przeciwnie, przed Igrzyskami w 1912 roku ustanowił rekord świata w maratonie (2:32:45). Był zatem faworytem do zwycięstwa na tym dystansie podczas święta sportu w Sztokholmie. Właśnie tam, na szwedzkiej ziemi, po raz pierwszy Japonia (i w ogóle jakikolwiek azjatycki kraj) uczestniczyła w Igrzyskach Olimpijskich. Kanakuri był jednym z ledwie dwóch Japończyków, którzy dotarli do Skandynawii reprezentować swój kraj.

Pomimo pełnienia roli faworyta, wszystko sprzysięgło się przeciw Azjacie. I to od samego początku. Był szybkim, ale niedoświadczonym sportowcem w wieku zaledwie 20 lat. Aby dostać się do Sztokholmu, musiał przebyć 18-dniową wyprawę statkiem i pociągiem. Kanakuri biegał po pokładzie okrętu, a także wokół pociągu na każdej stacji, żeby zafundować sobie choć odrobinę treningu podczas tej wyczerpującej eskapady. Kiedy on i jego kolega z kadry, sprinter Yahiko Mishima, dotarli wreszcie na miejsce, mieli problemy z przyswajaniem lokalnego jedzenia. Kompan zachorował, a Kanakuri musiał się nim opiekować, przez co znów skurczył się jego czas na trening.

W dniu rozgrywania maratonu panował upał. I stało się: na 27. kilometrze trasy Kanakuri upadł z powodu przegrzania (niektóre źródła podają, że poprosił rolników o szklankę wody, po czym zasnął i obudził się dopiero następnego dnia). Lokalni gospodarze zaopiekowali się nim. Kanakuri nie był jedyny, któremu warunki dały się we znaki. Tego dnia biegacze padali jak muchy, a Portugalczyk Francisco Lazaro, niestety, zmarł. Na sześćdziesięciu ośmiu zawodników z całego świata uczestniczących w biegu tylko połowa przekroczyła linię mety.

W przeciwieństwie do innych biegaczy, którzy wycofali się z rywalizacji, Kanakuri nie zgłosił sędziom swojego niepowodzenia. Zanotowano więc, że zaginął w trasie.

Lekkoatleta wrócił do Japonii i kontynuował treningi, dzięki czemu pobiegł na dwóch innych Igrzyskach – w Belgii (Antwerpia, 1920 rok – 16. miejsce) oraz we Francji (Paryż, 1924 rok – nie ukończył zawodów). W jego własnym kraju znany był jako „Ojciec Japońskich Maratonów”, ale w Szwecji mówiono o nim „Zagubiony Maratończyk”.

Pięćdziesiąt lat później Szwedzki Komitet Olimpijski odkrył, że Shizo Kanakuri wciąż żyje i ma się całkiem dobrze. W rezultacie zaproszono go z powrotem, aby ukończył bieg. W wieku 75 lat Kanakuri ostatecznie przekroczył metę, po czym powiedział: „To była długa podróż. Podczas jej pokonywania ożeniłem się, spłodziłem sześcioro dzieci i powitałem na świecie dziesięcioro wnucząt”.
Zdjęcia: www.todayifoundout.com, www.guinnessworldrecords.com

Languages »