previous arrow
next arrow
Slider

Jeden z najlepszych – Sławomir Majusiak

5 grudnia w wieku 57 lat zmarł Sławomir Majusiak jeden z najlepszych, polskich długodystansowców w historii. Jego największym sukcesem było zdobycie brązowego medalu mistrzostw Europy w biegu na 5000m.

Sławomir Majusiak (zdjęcie dzięki uprzejmości Jana Huruka)

Sławomir Majusiak urodził się w Jarocinie, ale karierę sportową na długie lata związał z Ostrowem Wielkopolskim reprezentując tamtejszą „Stal”. Już jako junior dał się poznać jako zawodnik błyskotliwy, a jego wyniki dawały nadzieję na późniejsze przekucie ich w dorosłe sukcesy. 8:14.2 na 3000m uzyskane w wieku 18 lat było trzecim wynikiem na liście najlepszych juniorów w historii krajowej lekkiej atletyki. Wyżej plasowali się tylko Krzysztof Wesołowski i Zbigniew Krzysiek z rekordem Polski 8:06.6.

W kolejnym sezonie najważniejszą imprezą dla juniorów były mistrzostwa Europy w austriackim Schwechat. Majusiak prezentował doskonałą formę. W ostatni dzień lipca wybiegał w Sopocie wartościowy rekord życiowy na 1500m, 3:44.52. Dwa tygodnie później na tym samym stadionie ustanowił rekord Polski juniorów w biegu na 3000m, 7:57.4. Jako pierwszy i jak dotąd jedyny, polski junior w historii zszedł poniżej bariery ośmiu minut. Prognoza przed mistrzostwami Europy była zatem wyśmienita tym bardziej, że w Austrii zawodnik miał biegać również 3000m.

W Schwechat na „płaską trójkę” liczyło się trzech zawodników. Trzech, którzy zdecydowanie górowali nad resztą stawki. Pierwszym w 8:03.13 okazał się enerdowski średniodystansowiec Maik Dreissigacker, który dwa dni wcześniej rozgromił rywali w biegu na 1500m. Wicemistrzem w 8:03.63 został reprezentant Związku Radzieckiego Sergey Afanasyev. Zaledwie 6 setnych później linię mety mijał Sławomir Majusiak. Blok wytrzymałości w Schwechat był dla Polaków zdecydowanie wiodącym, bo srebro w biegu na 800m dorzucił Piotr Piekarski.

Polska reprezentacja zdobyła wówczas zaledwie 4 medale co było właściwie progiem katastrofy. Kilka lat później nasza lekkoatletyka miała się o niego potknąć i uderzyć prawie o sportowe dno. Prawie. Od absolutnej kompromitacji i roli zupełnych outsiderów przełomu lat 80 i 90 uchroniły naszą „lekką” jednostki, a wśród nich Ci którzy kilka lat wcześniej w Schwechat sięgali po medale. Piekarski i Majusiak. Zanim to jednak nastąpiło, młodzieńcze i dorosłe sukcesy Majusiaka dzieliło kilka bardzo trudnych lat. Historie kilkuletniego niebytu w sporcie zdarzają się rzadko. Można wypaść na sezon, być może dwa, ale trzy lata przerwy w dodatku bez absolutnie żadnego sygnału i prób powrotu oznaczają sportową śmierć. Po doskonałym roku 1983 i apetycie na większe sukcesy Sławek złapał jakiegoś paskudnego wirusa będąc na górskim zgrupowaniu na granicy Rumunii i Węgier. Mawiano w środowisku, że był to gronkowiec. W każdym razie sprawa była na tyle poważna, że Sławek zamiast kolejnych okrążeń stadionu, przemierzał szpitalne korytarze.

Nie zrezygnował jednak ze sportu. Trenował wierząc w powrót. Na próżno szukać go w wynikach mitingów, biegów przełajowych czy ulicznych w roku 1984 i 1985. We wrześniu 1986 mając 22 lata przypomniał o sobie startem w Zielonej Górze dobrym 3:45.54 na 1500m. Dobrym, ale nie nadzwyczajnym, bo rezultaty 3:45-46 stanowiły w latach osiemdziesiątych dopiero trzecią dziesiątkę w kraju. To był jednak początek. Nowy, drugi, trochę dla środowiska zaskakujący początek.

Rok później Majusiak stopniowo się rozpędzał schodząc po raz drugi w życiu poniżej 8 minut na 3000m (7:58.25). Uległ wówczas tylko eksportowemu pace makerowi, Henrykowi Jankowskiemu. Tuż za jego plecami bieg kończyli Jan Huruk i Krzysztof Wesołowski. Był to sygnał, że Sławek wraca na dobre i w kolejnych sezonach może być poważnym zagrożeniem, przynajmniej w walce o najwyższe krajowe trofea. Na pierwsze medale mistrzostw Polski musiał jeszcze poczekać dwa lata. W międzyczasie nieźle prezentował się w sezonie olimpijskim ‘88 jednak zaległości treningowe sprzed lat na razie tonowały międzynarodowe aspiracje, a co za tym idzie walkę o olimpijski paszport. Start na 5000m 30 lipca w Sopocie potwierdził jednak rosnącą moc zawodnika. 13:50.39 było przypieczętowaniem miejsca w ścisłej czołówce krajowej.

W roku 1989 Majusiak zaczął kolekcjonować medale mistrzostw Polski. Jeden za drugim. 4 lutego w Zabrzu zdobył brąz na hali w biegu na 3000m ulegając tylko Leszkowi Bebło i Hurukowi. Miesiąc później został mistrzem Polski w biegach przełajowych na długim dystansie (12km). Trumf zaowocował powołaniem do reprezentacji kraju na mistrzostwa świata w krosie w norweskim Stavanger. Sławek zajął odległe 139 miejsce w gronie 200 zawodników.

We wrześniu sięgnął po dwa srebra mistrzostw Polski w biegach na 5000 i 10000m. Na dłuższym z tych dystansów zanotował niezłe 29:02.66, poprawiając o 4 sekundy debiut sprzed miesiąca. O 6 sekund uszczuplił swój najlepszy wynik na „piątkę”. Bardzo dobrze zaprezentował się po sezonie wygrywając w połowie listopada bieg uliczny na 12km w Palermo. O 4 sekundy wyprzedził mistrza olimpijskiego z Los Angeles na 3000m z przeszkodami, Juliusa Korira.

Pod koniec lat 80-tych Majusiak zaczął owocną współpracę z managerem Antonio Agostinho o czym wspomniał 6 grudnia b.r. na łamach swoich mediów społecznościowych Robert Korzeniowski:

Sławek był moim Przyjacielem z lekkoatletycznej bieżni, ale i kompanem w emigracyjnej codzienności, bo nasze losy splotły się w sposób szczególny, gdy obaj reprezentowaliśmy francuski klub z Północy US Tourcoing, dziś znany jako Lille Métropole Athleisme. Łączył nas jeszcze wspólny portugalski manager Antonio Agistinho […]

W związku z pobytem we Francji Sławomir dość często startował tamże. W grudniu 1989 roku w silnej obsadzie zajmował 2 miejsce w krosie w Nantes i 6 w Paryżu. 4 miesiące później po raz drugi wygrał mistrzostwa Polski w przełajach na dłuższym z dystansów. Bardzo dobrze wypadł w półmaratońskim debiucie 7 kwietnia 1990 roku wśród najlepszych zawodników świata. Zwyciężył Moses Tanui (1:01:43), który rok później sięgnął po mistrzostwo świata w biegu na 10000m. Drugi był John Ngugi (1:01:45) , mistrz olimpijski z Seulu na 5000m. Trzeci Leszek Bebło (1:01:56), który w tamtym czasie potrafił walczyć z najlepszymi jak równy z równymi. Czwarty metę mijał mistrz świata w biegu na 3000m z przeszkodami z Rzymu 1987, Francesco Panetta (1:02:11). Majusiak dobiegł na 6 miejscu ze świetnym 1:02:30. Przez 9 lat był to drugi wynik w historii polskiej lekkiej atletyki. Na przełomie lat 80 i 90 polscy biegacze byli zapraszani na najbardziej prestiżowe biegi. Byli solidną, niezawodną marką, której trzon stanowili Bebło, Huruk i Majusiak.

Początek sezonu na bieżni układał się Sławkowi średnio. Na mistrzostwach Polski sięgnął po brąz na 5000m, ale już na dystansie dwukrotnie dłuższym był bezkonkurencyjny mijając metę w 28:48.21. Cztery tygodnie później było już znacznie lepiej. Podczas mitingu Ivo Van Damme’a Sławek uzyskał bardzo dobre 28:11.50 na 10000m. Najważniejszą imprezą sezonu, do której wówczas się przygotowywał były Mistrzostwa Europy w Splicie.

Mistrzostwa zaczęły się źle zarówno dla całej Reprezentacji Polski jak i samego Majusiaka. Polacy prezentowali się słabo. Sławek, który ostatnim startem w Brukseli narobił apetytu sobie i kibicom rozpoczynał rywalizację od biegu na 10000m. Zszedł jednak po połowie dystansu z bieżni. Po latach wspominał, że był kompletnie wyczerpany nieprzespaną nocą poprzedzającą start. Trzy dni później pokazał się już z zupełnie innej strony. Z dużą pewnością zwyciężył w pierwszym biegu eliminacyjnym na 5000m poprawiając rekord życiowy na 13:40.12. Zapewne jego morale wzrosło kiedy dzień wcześniej brązowy medal w biegu na 800m wywalczył Piotr Piekarski, z którym 7 lat wcześniej cieszyli się wspólnie z juniorskich krążków wywalczonych w Schwechat.

Czego można było oczekiwać od zawodnika, który w stawce piętnastu finalistów miał… piętnasty wynik? Ówczesny rekord życiowy Majusiaka zdecydowanie odbiegał od większości rywali. Jedenastu posiadało wyniki lepsze niż 13:30, a pięciu z nich mogło poszczycić się rezultatami poniżej 13:20. Półtora miesiąca przed ME, Salvatore Antibo uzyskał fenomenalne 13:05.59, a ówczesny rekord świata był tylko 7 sekund lepszy. W połowie sierpnia 13:13.59 wybiegał jeden z portugalskich braci bliźniaków, Dionisio Castro. 13:14.28 zanotował Gary Staines na 2 tygodnie przed mistrzostwami Europy. Właściwie nie było żadnych przesłanek do oczekiwania na medal Majusiaka.

W finale Sławek pobiegł fenomenalnie. Niezwykle rozsądnie, ale równocześnie bez kompleksów. Jakby walczył z równymi, a przecież ¾ stawki przerastało go poziomem sportowym o klasę. Trzymał się kilka metrów za liderem nie tracąc ani na chwilę kontaktu z prowadzącą kilkuosobową grupą. Biegł w okolicach 6-8 miejsca. Przed ostatnim okrążeniem na czele była 6-osobowa grupa, która tuż po dzwonku zaczęła się rozrywać i ostatecznie na 250m przed metą w rozgrywce medalowej zostało 4 zawodników. W tym Sławomir Majusiak. A oprócz niego: wicemistrz olimpijski na dychę Antibo, rekordzista świata na 20000m Castro i drużynowy wicemistrz świata w przełajach Staines. Wszyscy z rekordami co najmniej 25 sekund lepszymi od Polaka! Na 230m do końca wydawało się, że Majusiak będzie czwarty. Do ostrego finiszu poderwał się Staines, odpowiedział mu Antibo, a dotrzymać im kroku próbował Castro. Majusiak zaatakował po drugim torze przy wyjściu na ostatnią prostą, wyprzedził Castro i niemal zrównał się ze Stainsem! Biegnąc dosłownie „pół ramienia” za nim, Sławek obejrzał się szukając potwierdzenia, że jest w bezpiecznej strefie medalowej. Obserwator mógł odnieść wrażenie jakby to zerknięcie za siebie ostatecznie uspokoiło, a w rezultacie usatysfakcjonowało Polaka. Antibo był bezkonkurencyjny osiągając metę w 13:22.00, ale ciężko pozbyć się niedosytu widząc walkę Majusiaka ze Stainsem. Srebro wydawało się na wyciągnięcie ręki. Niezależnie od „gdybania” brązowy medal był gigantycznym sukcesem biorąc pod uwagę lata posuchy w płaskich biegach długich na stadionie i przede wszystkim bardzo przeciętny poziom Majusiaka przed mistrzostwami na tle europejskiej czołówki. Niezwykły jest również przebieg „produkcji” Sławkowego wyniku. Prognozowany wynik po czterech kilometrach wskazywał na ostateczny czas w granicach 13:36. Ale ostatni kilometr pierwsza trójka pokonała w 2:28.5! Wynik drugiego na mecie Stainsa 13:22.45. Wynik Sławka 13:22.92! Drugi w historii po wielkim Bronisławie Malinowskim. I na tej pozycji drugim jest nadal po 31 latach od biegu w Splicie. Z resztą w top 10 najlepszych zawodników w historii polskiej LA w biegu na 5000m jest to jeden z dwóch najświeższych wyników. Dwa lata mniej ma 5 rezultat autorstwa Michała Bartoszaka.
Medal Sławomira Majusiaka był sensacją. Okazało się, że był jednym z dwóch w ogóle obok wcześniej wywalczonego przez Piekarskiego. Ci dwaj uratowali honor polskich lekkoatletów. Pozytywnym przesłaniem w tym lekkoatletycznym półmroku był na pewno fakt, że z młodych, perspektywicznych adeptów lekkiej atletyki udało się ukształtować dorosłych, wartościowych zawodników.

Mistrzostwa Europy Split 1990, meta finałowego biegu na 5000m: Salvatore Antibo (489), Sławomir Majusiak (547)

Tydzień po mistrzostwach Europy Majusiak wystartował na mitingu w Rieti znów na 5000m, potwierdzając wysoką formę zbliżonym wynikiem 13:24.37. Kolejny start, tym razem Sheffield w biegu na 3000m przyniósł mu rekord życiowy na 3000m, 7:51.58. Sekundę za sobą zostawił wielkiego Saida Aouitę, który fenomenalne rezultaty osiągał na dystansach od 800 do 10000 metrów.

Kolejny rok nie przyniósł oczekiwanego postępu. Od połowy czerwca do połowy lipca Majusiak zanotował 4 starty na „piątkę” między 13:40, a 13:48. Mistrzostwa Polski przegrał z młodym, 21-letnim Michałem Bartoszakiem i Leszkiem Bebło. Przyzwoicie zaprezentował się natomiast na początku sierpnia zajmując drugie miejsce na mitingu w belgijskim Hechtel z czasem 13:36.78. Niespełna miesiąc później wziął udział w Lekkoatletycznych Mistrzostwach Świata w Tokio. Biegi eliminacyjne rozgrywano w wolnym tempie, co przy dobrych predyspozycjach finiszowych Sławka wydawało się pożądanym scenariuszem. Niestety 7 miejsce w drugiej serii nie wystarczyło do finałowego awansu. Ostatnim, któremu udała się sztuka kwalifikacji był Dioniso Castro finiszujący 3 sekundy przed Polakiem. Po mistrzostwach świata Majusiak nieznacznie poprawił najlepszy wynik w sezonie na 5000m uzyskując w Rieti 13:36.27.

Mimo iż w sezon olimpijski wchodził w absolutnej jak na długodystansowca sile wieku, rok 1992 był ostatnim w jego karierze. Brąz mistrzostw Polski na 5000m i 28:38.78 na dystansie dwukrotnie dłuższym były ostatnimi akcentami w jego zdecydowanie za krótkiej karierze.

Czasopismo „Lekkoatleta” zamieściło w grudniowym numerze ‘92 obszerny tekst przedstawiający zasoby ludzkie jakimi w owym czasie dysponowała polska królowa sportu. W artykule pt „Stan posiadania” na wielką nadzieję polskich biegów długich nieoficjalnie, ale bardzo słusznie koronowano Bartoszaka. Pod koniec analizy sektora płaskich biegów długich pojawiła się wzmianka:
Sławomir Majusiak miał nieudany sezon, lecz jest on nadal zawodnikiem o dużym potencjale.

Niestety nikt już o Sławku jako czynnym sportowcu nie usłyszał. Zakończył karierę. Powodem była… miłość. I nie jest to domysł czy plotka, bo sam Majusiak mówił o tym otwarcie. W lutym 2011 roku dla portalu bieganie.pl udzielił wywiadu którego wysłuchała wybitna obecnie pani fotograf, Aleksandra Szmigiel:

Karierę przerwała śliczna urocza blondynka z Sankt Petresburga… Bardzo uzdolniona, biegała ok. 8.40 na 3000 m. Nie wytrzymałem obciążenia psychicznego, związanego ze związkiem. Związek się rozpadł, a z nim moja kariera sportowa. W moim przypadku przewaga psychiki w bieganiu była zawsze bardziej widoczna. To było bardzo ciężkie załamanie psychiczne. Ponad rok nie spałem…
Z pozycji fotela kibica decyzji można żałować, ale na pewno nie oceniać. Nie w sprawach emocjonalnych tym bardziej w przypadku bardzo wrażliwego człowieka.

Po zakończeniu kariery i przynajmniej czasowym uporaniem się z problemami Sławek zajął się biznesem. Hurtownie napojów w kilkunastu miastach w Polsce, nieruchomości i lokalna gazeta, której był właścicielem. To wszystko być może wypełniło lukę po sporcie, który był ważnym elementem życia Majusiaka. Sportowe tradycje kontynuuje jego córka, Julia która po pokonaniu wyboistej drogi związanej z kontuzjami i depresją napisała książkę i zdobyła w tym roku brąz halowych mistrzostw Polski w skoku wzwyż. O odejściu Taty napisała na swoim facebooku:

Tato, to nie tak się miało skończyć… Walczyliśmy do końca. Mam nadzieje, że teraz będziesz spokojny. Kocham cię, a ja będę walczyć dalej.

Nam, kibicom lekkiej atletyki pozostają wspomnienia, cyfry, do dziś obowiązujący rekord Polski juniorów Sławka i kilka minut jego największej chwały w filmowym zapisie ze Splitu:

https://www.youtube.com/watch?v=PydMY8CUBLA

Żegnaj Sławku!

Tekst: Łukasz Panfil

Languages »