previous arrow
next arrow
Slider

Pożegnanie Marka Danielaka

W czwartek (18.11.) na Cmentarzu Osobowickim w ostatni bieg z Markiem Danielakiem wyruszyła jego rodzina, koledzy, przyjaciele, pracownicy, współpracownicy, dobrodzieje jego biegów i sami biegacze. W tym gronie także wojewoda dolnośląski, dawny konserwatywny opozycjonista i wiceprezydent Wrocławia Jarosław Obremski oraz obecny prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.

Grono zacne, a i Marka droga zawodowa godna; zaś po  skończeniu wrocławskiej AWF długa – od ZW TKKF przez DOSiR Krzyki, DOSiR Stare Miasto, MOSiR Południe, MOSiR Wrocław i Halę Ludową po MCS. Równolegle organizował od 1983 roku Maratony Wrocław, na początku pod nazwą Ślężańskich, gdy startowały z Sobótki.  Tworzył i przewodniczył ogólnopolskim strukturom organizatorów biegów; do
dzisiaj funkcjonującym pod nazwą Polskiego Stowarzyszenia Biegów. Stał się działaczem liczącym się w skali międzynarodowej, jego Maraton
Wrocław czołowym europejskim maratonem, a ten pierwszy  – przypomnijmy –  z Sobótki do Wrocławia ukończyło zaledwie 153 biegaczek i biegaczy. W gronie biegających na codzień, a dzisiaj Go żegnających były prawdziwe ikony ulicznego biegania z Henrykiem Załęskim, który od boksowania w mistrzowskim teamie Gwardii Wrocław i wychowywania w szkolnych zakładach naukowych całych pokoleń biegaczek I biegaczy sam stał się asem światowych masterskich maratonów.  Marek Musiał z kolei ukończył wszystkie wrocławskie i sobótczańskie maratony oraz półmaratony na przestrzeni już ponad 38 lat. Andrzej Cały niegdyś wielokrotnie przeskakiwał wzwyż 2 metry, budował
Markowi dom i biegał po całym świecie. Wreszcie Antoni Stankiewicz niegdyś biegający z powodzeniem 400 m ppł, dziś młody wciaż senior sobóckiego biegania, założyciel KB Sobótka i współzałożyciel sobóckich ścieżek chwały dla najlepszych nie tylko polskich biegaczy i kolarzy.
Mszę celebrował, a kondukt pogrzebowy wiódł ksiądz Rafał Kowalski, rzecznik prasowy wrocławskiej kurii, biegacz znamienity, triumfator wielu biegów, także i tych organizowanych przez Zmarłego również w okolicy jego ulubionych Sulistrowic, gdzie Marek od lat zamieszkiwał.
Ksiądz Kowalski po poświęceniu urny przypomniał, jak był przed laty wzburzony, gdy korki spowodowane wrocławskim Maratonem  uniemożliwiły mu dotarci na czas na mszę, którą miał odprawić. Złość minęła,  a  biegający ksiadz Rafał błogosławił dzisiaj powód dawnej
zwłoki. Nad grobem, jako pierwszy przemówił prezydent Sutryk przypominając, jak to on jako młody licealista podziwiał maratony, jeszcze nie wiedząc, że jeszcze będzie im patronował i je finansował, a w dodatku tłumaczył przed niebiegajacymi samochodziarzami. Wojciech Gęstwa z kolei, obecnie szef MCS-u i wrocławskich maratonów półmaratonów oraz pomysłodawca maratońskich spacerów po mieście opowiedział, jak na Marku się wzorował, doświadczenia z biegów odbierał, a później razem z nim jego obecną, wielką pozycję jako Maraton Wrocław budował.

Przyszedł i czas na mnie, aby zabrać głos w imieniu nie tylko wrocławskich czy dolnoslaskich biegaczy. Biegam w końcu od prawie 50 lat, współtworzyłem WKB PIAST, działam i biegam w KB Sobótka, prezesuję w wciąż w nieco domniemanej Dolnośląskiej Federacji Klubów Biegacza w Polsce i pełnię obowiazki prezesa w Dolnośląskim Związku Weteranów Lekkiej Atletyki. Ważniejsze w tym dniu żałoby jest to, że to ja jako młody dziennikarz Słowa Polskiego dałem się Markowi namówić do pokonania 2. Maratonu Ślężańskiego z Sobótki do Wrocławia w 1984 roku bez żadnego prawie, że przygotowania i ukończyłem go równo w w środku stawki. Jako sto drugi wśród 205 biegaczek I biegaczy, którzy ten maraton ukończyli.
I takimże tekstem „Na 102” w Sprawach I Ludziach  zadebiutowałem  w swoim maratońskim, redakcyjneym pisaniu. Jak Marek o te swoje, a i nasze maratony walczył, tak ja je opisywałem wydzierając  należne im miejsce na łamach Słowa Polskiego i Słowa Sportowego kosztem (czy aby na pewno)  piłki nożnej, koszykówki, żużla i złych, niebiegowych przyzwyczajeń kolegów. Bo, jeśli biega i ma swoje związki biegaczy czy lekkoatletów więcej krajów niż liczy ONZ – to chyba jest to siła i zdrowie przy tym bezwzględne. Przypomniałem, że Marek nas inspirował i pomagał, ale łatwym sprzymierzeńcem nie był. Zatrudniał biegaczy, ale i srogo ich ganil, gdy zamiast pracować biegali po stadionie czy wałach.

Na konferencjach, które organizował osobiście czy zaocznie  w Pile, Spale, Wałczu, Wrocławiu i wielu innych biegowych miejscowościach kraju rozpoczynały swój byt takie sławne dziś firmy, jak m. In. Maratony Polskie, Data-Sport,  Wikoss czy Poltent, a my także  biegaczki I biegacze integrowaliśmy się w trudzie organizowania coraz  lepszych biegów. Dlatego chwała Markowi za ten Jego wielki zapał – powiedziałem i obiecałem, że na pewno nie pozwolimy, aby pamięć o nim nie była zawsze żywa.  Postaram się  – tu kiwnąłem do dyrektora Gęstwy – aby już za rok start maratonu Wrocław nastąpił w Sobótce, a  ważnemu biegowi w Sobótce czy Wrocławiu nadano jego imię.

Myślimy o tym i z obecnym honorowym prezesem KB Sobótka, moim wieloletnim przyjacielem Antonim Stankiewiczem. Krótki uścisk dłoni  i pochwała od prof. Jana Chmury, naukowego autorytetu na miarę światowa z dorobkiem maratońskim godnym podziwu. Przyszedł czas na smutne, ale i pełne nadziei, jak prosił nas biegający ksiadz Rafał pożegnalne słowa i zdjęcia przy grobie Marka z wdową Basią. Mówimy cześć kolegom i możemy z prof. Jackiem Stodółką prezesem AZS-AWF Wrocław i przyszłym – oby –  za 3 lata rektorem AWF Wrocław wsiąść do tramwaju linii 70 i spokojnie pojechać;  ja do domu na Miernik, a on do Zakładu Lekkiej Atletyki AZS-AWF Wrocław, którym kieruje. Na pewno za tydzień uczestnicy konferencji PSB w Jarosławcu uczczą tam
pamięć, swojego byłego szefa. Ja w tym raczej nie pomogę, bo wyjazd daleki i drogi, a nie zawsze sympatii do biegania towarzyszy dostatek finansowy.
R. I. P. Marku…Maciej Głowacki
+48 690 570 542
glowkin@wp.pl <mailto:glowkin@wp.pl>

Languages »